Jako mala dziewczynka, sluchajac opwiadan Babci Zosi, z czasow jej 3-letniego pobytu w Petersburgu, gdzie jej maz pracowal w zakladach Putilowa ( zdjecia ponizej pokazuja miejsce pracy mlodego naszego dziadka, i brata Zosi, Bolka. Okres ich pobytu obejmowal czasy cara, ktory prowadzac liczne wojny, potrzebowal zbrojeniowki i brakowalo mu specjalistow, Rosjanie placili tez wzglednie dobrze). Potem wybuchla rewolucja, ktora zastala maszych dziadkow w Petersburgu.
Jedna z ciekawostek co utknela mi w pamieci, to opowiesc Babci o Narwskiej Zastawie. Potezne konie ze wznoszacymi sie do gory, przednimi nogami, wywarly na Babcie duze wrazenie, a ja zapamietalam szczegolnie ta opowiesc, bo Babcia opowiadajac historie rydwanu z szescioma konmi wznosila obie rece do gory, nasladujac konia robiacego deba. I tak zostaly mi te konie w pamieci i nazwa "narwskaja zastawa". Dzis sie dowiedzialam ze to byl luk tryunfalny, zbudowany na czesc zwyciestwa nad Napoleonem. dlatego zalaczylam ta fotografie, bo ta niesamowita budowla wywarla mocne wrazenie na mojej ukochanej Babci. A nazwa tej budowli zostala mi w pamieci do dzisiaj.
Arch of General Staff Building in Saint Petersburg by Carlo Rossi, built to commemorate Russia's victory over Napoleon.
Studni drewnianej widocznej na zdjeciu nie pamietam, zapewnie byla to jeszcze studnia dworska i ciagle sprawna z walaca sie nadbudowa, pokryta mchem czasu. Za naszych czasow wakacyjnych, studnia byla zbudowana juz z kregow betonowych, zelbetowa. Studnia byla strasznie gleboka, jak sie do niej zajrzalo to wlos sie jezyl na glowie, nawet malo co bylo widac wode w glebi, ktora byla krysztalowo czysta i smaczna. W letniej kuchni staly dwa nowe wiadra zawsze pelne wody. Taka w tych czasach byla instalacja wodociagowa, studnia i wiadra. Nie bylo lazienek, toaleta drewniana, w sadzie za stodola i tak wyszorowana, ze deski sie bielily, a na gwozdziu, pociete rowno gazety, zamiast papieru toaletowego. Pralo sie i mylo w przegotowanej wodzie w miednicach. pranie bylo sztywne od krochmalu, i lslniace biela od farbki i slonca. Babcia byla fanatykiem czystosci, sasiadki ja obgadywaly ze nawet w niedziele wieszala pieluchy. Tak nam wspominala tlumaczac sie, ze co miala zrobic jak niemowlak mial swoja fizjologie, niezaleznie od swiat. Babci wszystko palilo sie w rekach, poganiala meza, ktory byl spokojny i zrownowazony, moze za bardzo jak dla niej. Makaron dla duzej ilosci domownikow kroila tak szybko, ze zajmowalo to jej jedynie minuty, zawsze mnie to zastanawialo jak mozna nie pokroic sobie palcow, bo makaron byl cieniutenki. Dom lsnil i pachnial swiezoscia, miala tez sporo czasu na przetwory i dla gromady wnuczat w wakacje letnie i zimowe. Strasznie nas kochala to sie czulo. I o dziwo, w tych kempingowych, mozna to tak nazwac warunkach, wszyscy byli zdrowi i silni, mieli czas, mimo ciezkiej pracy w polu i gospodarstwie. Nie latali po lekarzach, skanach i badaniach krwi, dozywali tez sedziwych lat. Zyli na lonie pieknej przyrody, i mogli wychowac nawet 10 dzieci, majac pracy w gospodarstwie po lokcie. Zdjecia nie oddaja piekna, fotografia byla w tych czsach w powijakach, szara i bura, nawet przytlaczajaca, szczegolnie w slote. A zdjecia robili przewaznie amatorzy.- Barbara
Studnia to woda , a woda to zycie.
Zapomniane negatywy Krzysztofa Kolodziejskiego, odnalazlam w Radomiu, zabezpieczylam material i zdigitalizowalam, opracowalam zdjecia, na pamiatke naszych ukochanych Dziadkow. ( foto, Krzysztof Kolodziejski Galeria Fotografii ) -Barbara
Najważniejsze we wspomnieniach jest to, żeby mieć się gdzie zatrzymać i tam je wspominać.
– Terry Prachett
Zdjecie z kolekcji Mirusi.
Mirusia wspominala swoja przygode z Dziadziem i koniem tak.., Do Pawlowa przyjezdzalismy tez jak mieszkalismy w Gdansku, to byly ciezkie wyprawy, lata piedziesiate, tlumy ludzi z walizkami na peronach, oblegaly, czesto opoznione pociagi. Ja balam sie panicznie, bo nas podawali przez okno, obcym ludziom, a potem rodzice, znikali w tlumie wpychajac sie drzwiami do pociagu z walizami. Tlumy ludzi, nawolywania, krzyki, toboly, pakunki i torby, my podawane przez rece wielu osob, nad glowami ludu, ryczaca i swiszczaca lokomotywa i przerazajace wagony zewnetrzne, co przypominaly raczej wehikuly czasu, z fantastycznych opowiesci Vernego, nie znalam tego pisarza, bylam za mala, ale tak to widzialam i czulam, balam sie strasznie, ze juz nie zobacze rodzicow. Potem podobne przesiadki, w koncu wczesnym rankiem powital nas Dziadzio, stojacy przy furmance, czekajac cierpliwie na stacjii chyba w Szydlowcu. Obecnosc Dziadzia wienczyla koniec niewygody. Mirusia wspominala, ze bala sie Dziadzia, byla malutka, a Dziadek mial kolo 2 metrow, wydawal sie jej wielki i stary. Dziadzio Janek jednak potrafil przelamac jej strach, i niechec, sadzajac ja obok miejsca woznicy i dajac jej lejce do prowadzenia konia. Moze w tym momencie rozpoczela sie przygoda siostry ze zwierzetami i tym samym zostala milosniczka psow, ktorych ja sie balam i nie lubilam specjalnie. A Dziadek stal sie jej ulubiencem. Opisala wspomnienia Barbara.
Zdjecia nasze z dziecinstwa u Dziadkow Kolodziejskich, pochodza z albumu rodzinnego, Krzysztofa Kolodziejskiego.
Fotografie dzieci, i swoich rodzicow, wykonali Krzysztof i Roman Kolodziejscy. Pawlow, lata piedziesiate, POLAND.